wtorek, 29 stycznia 2013

O seksoholiku, co do celibatu nawoływał.

W ostatnim czasie przez media przewaliła się taka masa idiotyzmów, że ciężko wybrać te najbardziej czerstwe. Mieliśmy na przykład pogrzeb Jadwigi Kaczyńskiej. Na nim, za sprawą słów abpa Dydycza dowiedzieliśmy się, że jest w szczególny sposób zasłużona, za wychowanie syna prezydenta „już męczennika”. Jakim męczeństwem się wsławił Lech, nie wiadomo. Może chodzi o to, że czasami musiał ograniczać ilość wypitych małpek, co wymagało niezłomnej siły woli, a może śmierć w katastrofie lotniczej sama w sobie jest już męczeńska? Jako człek pokorny i wątpiący, szukam, bo może definicja męczeństwa obejmuje wypadki statków powietrznych. I czytam, że: „Męczennik to chrześcijanin, który został uśmiercony przez prześladowcę za wiarę w Jezusa Chrystusa”. Jak rozumiem tok myślowy abpa Dydycza, Putina tak mierziło, że Lech jest Rycerzem Wiary Chrystusowej, że postanowił zostać jego prześladowcą, przy okazji knując zamach tak złowrogi, że po 3 latach jest 698 hipotez jak tego dokonał. Gdyby tylko wcześniej wiadomo było, że to prześladowca kwiatu polskich katolików. Ale taki był cichy, nie wychylał się…

Swoją drogą, Rosjanie to partacze. Z Janem Pawłem II, który drażnił prawosławną Rosję próbami ewangelizacji, czerwonym oprawcom nie wyszło. Kula za sprawą interwencji samej Matki Boskiej minęła ważne organy i pokrzyżowała plan. Nie wiadomo, dlaczego szacowna Matka (miejsce 4 w hierarchii, zaraz za podium), tym razem nie interweniowała i mgły nie rozpędziła. Może akurat zajęta była. Bo przyjąć, że nie chciała ratować elity najbardziej wierzącego narodu świata i przedmurza chrześcijaństwa, nawet nie wypada. Więc jak już z JP2 kicha, to pamiętliwi kagiebowcy chociaż ikonę chrześcijaństwa w Europie (a może i na świecie) postanowili zgładzić.

W końcu Rosji Lech zagrażał bardziej niż odpalenie głowic atomowych, atak grypy hiszpanki, trzęsienie ziemi i rekordowe mrozy. Tak mały, a tak wielki. A wracając do Matki Tysiąclecia, kto wie kim była matka JP2, naszego naj z naj i w ogóle Santo subito? A kogo to obchodzi? Matka dwóch urwisów, którzy ukradli księżyc ma daleko większe zasługi!


Skoro już mowa o naczelnym idiotyzmie ostatnich 3 lat, czyli dywagacjom na temat zamachu w Smoleńsku, w roli wiejskiego głupka postanowiła wystąpić TVP. W ramach kretyńsko pojętej obiektywności, obok niezbyt porywającego filmu National Geographic, puści bardzo porywający film Anity Gargas. Jest to jedna z najlepszych komedii polskich ostatnich 25 lat. Autorka, podstępnie jak członkowie grupy Monty Pythona, robi paradokument, wspaniale ośmieszający teorię zamachu.
W roli eksperta występuje kierowca ciężarówki, a specem od awiatyki jest Antoni Macierewicz. Brakuje jeszcze wypowiedzi klauna z bostońskiego cyrku, pawiana po kwasie i palacza z kotłowni w Radomiu, ale podobno te sceny wypadły z montażu, dla zwiększenia dramaturgii. TVP hołduje zasadzie, że każdy może mieć własną prawdę, niezależnie od faktów.
 
Z prawdą zaś jest jak z dziurą w dupie – każdy ma własną – ale czy z tego wynika, że każdemu należy się czas antenowy? Może zaprośmy do programu gościa, który twierdzi, że kosmici latają nad Działdowem i porywają ludzi, żeby ich badać sondami analnymi, potem zróbmy program o tym, że Jezus był widziany w jednym z barów w Grójcu, a na koniec zaproponujmy widzom reportaż o nornicach, które ograły rolnika z Parzniewa w koszykówkę? Szanowni Państwo! Selekcja! Obiektywizm to umiejętność wyboru sensownych rozmówców, a nie tych, którzy pieprzą trzy po trzy!To, że część obłąkanych w kierowcy ciężarówki widzi wiarygodnego świadka, nie znaczy, że warto takie majaki puszczać! Dokumenty pani Gargas są na takim poziomie jak dzieło, które nakręciłby ksiądz Natanek, gdyby odkrył w sobie powołanie dokumentalisty. Swoją drogą chętnie zobaczyłbym „Wiedz, że coś się dzieje, czyli jak szatan krzewi zło poprzez lakiery do paznokci i farby do włosów”.

Nie każdy pogląd można uzasadnić odmiennym punktem widzenia i wyznawanymi wartościami. Choćby powstało 100 komisji udowadniających, że ziemia jest płaska i znajduje się na grzbietach kilku słoni, które z kolei stoją na wielkim żółwiu płynącym przez galaktykę, to nie zmienia faktu, że tak nie jest. Mnie czepiają się, że zwiastuję rychłą zombie-apokalipsę, choć akurat tak będzie.
Ale na przykład nie ma szans, żeby muflony wykształciły własną cywilizację i przejęły władzę nad światem (zaczynając od szwedzkiego Nürnbergu). Nawet jeśli jakaś partia wpisze to sobie jako punkt programu. Jak chcemy poważnie rozmawiać, to nie pytamy o zdanie pacjentów, których tylko parlament chroni przed zamknięciem w domu bez klamek. Chyba, że na równym poziomie będziemy traktowali profesora genetyki i gościa, który ponoć podczas nurkowania natknął się na Przedwiecznego Wielkiego Cthulhu, który jak się obudzi, to pożre nasze dusze.

Na koniec perełka, czyli głośna debata w sprawie związków partnerskich. Wszystkie głupie wypowiedzi przebiła posłanka Pawłowicz. Jej związek partnerski kojarzy się tylko z dwójką gejów, którzy przez dzień cały nic innego nie robią, tylko kopulują. Fiksacje dotyczące sfery seksualnej to akurat w PiS norma, więc to mnie nie zdziwiło. Ale że według posłanki, taki związek jest bezproduktywny, no to już mnie zafrapowało.
Wszak dzieci nie płodzi i podatków nie płaci, tylko ciągle się kotłuje, aż dziw, że nie zapomina, że trzeba jeść. I tu mnie zażyło. Bezdzietna stara panna, która do PKB się nie dokłada za specjalnie, a jeszcze jest pośrednio utrzymywana z mojej ciężko zarobionej kasiory, widzi źdźbło w oku każdej lesbijki i geja występnego, ale belki, a nawet całej drewnianej budowli sakralnej w swoim oku nie dostrzega. Nie widzi, że księża jako starzy kawalerowie też specjalnie produktywni nie są. Że zakonnice w zakonach się kiszą, zamiast ziemię zaludniać i czynić sobie poddaną. I że szef partii wyznającej głęboki katolicyzm, do sakramentu małżeństwa się nie pali. Już chyba głupiej nie można.

Związki partnerskie – tu spieszę wyjaśnić, to nie pedały i lesby o nieposkromionej chuci, co się tylko czają, żeby zaspokajać swoje występne żądze. To tysiące par, które nie chcą brać ślubu. Nie chcą i mają do tego prawo. Ale chcą być w związku i chcą być jak związek traktowani. I kij wam do tego, czy to dwaj panowie, czy dwie panie. Więc jak Pani poseł nie daje im prawa, ale sama w związku produktywnym żyć nie chce, to może niech za to staropanieństwo płaci. A Jarosław zawsze dziewica (w końcu seks tylko po ślubie, a ślubu brak), niech zaległe bykowe od 33 roku życia uiści, wtedy się niekonsekwencji czepiać nie będę. Ale, jak wielokrotnie mówiłem, nie zdzierżę, jak mnie kurwa o moralności poucza. Bo jeśli mówimy, że to wbrew prawu natury, to twierdzę, że celibat to dopiero ciężki występek, ale to was nie razi? Gdyby natura chciała inaczej, to by część ludzi bez narządów płciowych się rodziło i  zostawało księżmi.

I jeszcze słowo dla Platformy (ex)Obywatelskiej. Panie i Panowie, co głosowali za odrzuceniem możliwości pracy nad ustawą (bo nawet nie nad samą ustawą). Reprezentujecie obywateli, nie biskupów. Jeśli sami nie chcecie żyć w związkach partnerskich, nie daje wam to prawa decydować za innych. Tak jak nie macie prawa zakazać pracy w niedzielę. Straciliście mój głos i dodam, że jak was widzę, czuję niesmak, że taki ciemnogród za moje pieniądze zasiada w parlamencie. Proponuję, wydzielcie część Polski, może jakieś województwo i załóżcie tam dla chętnych republikę katolicką dla Prawdziwych Polaków. I wtedy sobie tam żyjcie jak Amisze albo Mormoni. Z Jarosławami dwoma, Antonim i panną Pawłowicz. Amen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz