wtorek, 4 czerwca 2013

Dziwki, koks i lasery

Od średniowiecza, uparci stróżowie moralności próbują walczyć z prostytucją. Ma to tyle sensu co obrażanie się na prawo powszechnego ciążenia, zasadę zachowania pędu, czy komisję Macierewicza. Faceci już tak mają, że na kurwy niektórzy chadzają. I tak przez wieki wieków aż po dziejów kres. Co mądrzejsi włodarze zalegalizowali działalność cór Koryntu i wydzielili im dzielnice czerwonych latarni. Narody ciemne i zabobonne walczą z wiadomym skutkiem z tą hydrą przebrzydłą, choć nawet pośród najświętszych ze świętych co i rusz dochodzi do głosu chuć występna. Hipokryzja jednak nie zna śmieszności ani wstydu. Teraz na tapecie jest biedny Wojciech Fibak, który kontaktował panny chcące, ze chcącymi dżentelmenami.
Oburzenie święte, oczy pałające potępieniem i wypieki na policzkach wystąpiły u naczelnych moralistów. Sutener, dziwkarz, zdrajca - wołają i gdybyśmy żyli w szczęśliwym wieku XV na stos by biednego tenisistę posłali. A jeśli pani chce pana poznać i w rejs pojechać świadomie, a pan nie chce w dyskotece za spódniczką się uganiać, tylko z polecenia kontakt dostać, to gdzie jest tu zło i występek? Wszak skalanych nierządem pieniędzy za to nie brał!


My Polacy już tak mamy, że się ciągle obrażamy. Niejaka posłanka Szczypińska urażona się poczuła, że najbardziej sweetaśny satanista RP – Nergal, na koncercie podarł książkę, którą Biblią nazwał. I krytykował, że księga to zakłamana i fałszywa. I znów krucjata do sądów ruszyła, zbierać zaczęto chrust pod stosik dla bluźniercy przeznaczony. I znaczenia nie miało, że na koncercie rzeczonym posłanka nie była. Że samego darcia nie widziała. Grunt, że poczuła, że jej uczucia religijne zostały obrażone. Jednak najlepszy komentarz wydusił z siebie samozwańczy przewodniczący komitetu obrony przed sektami, pan Nowak. Wyrok uniewinniający Nergala, w jego światłym mniemaniu, sprawił, że Pan Bóg poczuł się zawiedziony. Nie wiem skąd wie, może z Bogiem rozmawia…


Idąc tropem państwa obrażalskich, chciałbym, by sąd polski, powszechny, a najlepiej boski, osądził Nepal. Czymże zawiniło mi to niewielkie górskie państwo? O, nielicho mnie obraziło. Słyszałem wszak już w dzieciństwie, że „W pewnym mieście w Himalajach, słoń powiesił się na jajach”. A tego już płazem nie puszczę, bo obraża moje uczucia, moją skromną inteligencję i pamięć moich przodków. Nie będzie mi jakiś słoń na jajach się wieszał!

Zresztą jakby dobrze posłuchać, to powodów do obrazy nie brakuje. Wystarczy posłuchać, a w ostateczności podsłuchać. Podsłuchują podobno wszystkich, więc najlepiej na spotkaniach wyciągać baterię z komórki, a samą komórkę wrzucać do beczki ze smołą, zamykać i zatapiać na dnie Bałtyku. Szydło wyszło w USA, ojczyźnie wolności. W czasie dyskusji o zamachach w Bostonie, agent Smith (wszyscy tak się nazywają), bąknął, że jeden z radykalnych wyznawców pokojowej religii islamu, przed rytualnym „Allach akbar jebut”, rozmawiał przez telefon.

I rozmowa ta została zarejestrowana. Jak to spytacie? A srakto. Wszystko nagrywają, przeszukuję, obczajają i nie znasz dnia ani godziny, gdy po ciebie przyjdą. USA, ojczyzna wolności, buduje właśnie największy na świecie pendrive, na którym wszystkie te informacje będą zbierane, zapisywane i analizowane. Co też mówię, już są! Więc każda fota wujka Władka z gołą dupą, każdy pijacki wpis na fb i każda rozmowa o wyższości śledzia nad baklawą gdzieś będą krążyły. I na co to wszystko? Przecież apokalipsa już czeka za rogiem!


Pewnie pomyślicie, że żartuję… Ależ nie. Zombie, pod ziemią, niczym zarodki w azocie czekają na swoją kolej. A jak się już zacznie, to lepiej mieć plan ucieczki i przetrwania. I wszystkie te technologie, satelity i drony będą równie przydatne co iphone na pustyni Gobi. Przed śmiercią będziemy sobie mogli strzelić sweet focię. Wczoraj na ten przykład wraz z kumplem byliśmy na basenie. Po zasłużonym relaksie wracamy do pachnącego jeszcze nowością luksusowego samochodu. Takiego, co to nawet kluczyka nie trzeba z kieszeni wyjmować, co on sam rozpoznaje, że się chce wsiąść i co prawda jeszcze drzwi nie otwiera, ale już odblokowuje. Tyle, że pilot, mający więcej mocy obliczeniowej co komputery na pierwszej misji Apollo, stwierdził, że z jakiś metafizycznych przyczyn nie pozwoli nam wejść do środka. I trwały tańce wokół samochodu minut kilkanaście, zanim zmienił zdanie. A gdy już posadziliśmy zady na miękkiej skórze wyprofilowanych siedzeń, kolejne modlitwy przebłagalne musieliśmy zanosić, bo kurestwo nie chciało odpalić. I gdy ja klikałem pilotem, a kumpel szukał telefonu do assistance, oczyma wyobraźni widziałem hordy nadciągających zombie. Tiaaa.. technika nas kiedyś srodze może zawieść…

P.S. A propos zombie – nie mogę nie polecić dzieła jakie powstało na blogu zombieapokalipsa.blog.pl.
Po pierwsze dlatego, że jest to moje długo oczekiwane dziecko, a po drugie, że jak już się zacznie, znajomość losów Suchego i bandy będzie warunkiem koniecznym do przyjęcia do mojego oddziału ocaleńców. Czytajcie zatem i komentujcie,  a będzie Wam udzielona pomoc.

Sztukarysowania.pl