piątek, 31 maja 2013

Państwo niechaj klęka do miecza...

 Polska ojczyzna nasza, ojczyzna krasnych dziewek, zimnej wódy i skarpet wkładanych do sandałów jest krajem pięknym. I piszę to bez przekąsu. Wystarczy udać się kilkanaście kilometrów za stolicę, by zaznać uroków prawdziwej głuszy. Bagien, uroczysk, rzek i lasów dostatek. A jak się dobrze trafi, to nawet człowiek nie wpadnie w dzikie wysypisko i nogi w stary telewizor nie włoży. Można też czas spędzać w kilkunastu miejscach w mieście, gdzie jest tak europejsko, że nawet obrzyna nie trzeba ze sobą nosić ani gazu pieprzowego w kieszeni spoconą ręką ściskać. A już amatorzy wysokiego pulsu mogą ryzykować wspinaczkę na Orlą Perć w klapkach, nurkować w Bałtyku szlakiem zatopionych bomb chemicznych czy skakać na spadochronie po kielichu. Słowem kraj nasz do życia jest całkiem udany i jak ktoś się uprze to może nawet być tu szczęśliwy.













Do czego jednak potomkowie Lecha (tego od Czecha i Rusa) nie mają szczęścia to Państwo. Jak spojrzeć okiem chłodnym to wychodzi, że ktoś nam obiecuje pannę piękną, zgrabną i pracowitą, a dostajemy gderliwą starą pijaczkę z obwisłymi cyckami. Inaczej mówiąc, żebym nie był o seksizm posądzonym, zamiast George’a Clooney’a zjawia się hydraulik Marian z petem w zębach, prezentujący klękając pod zlewem… Chyba wiadomo do czego zmierzam… Politycy cisną nas coraz to nowymi podatkami, opłatami, pańszczyznami, datkami i obowiązkami, a to wszystko dla naszego dobra. Wychodzi na to, że ponad połowę kasy oddajemy na drogi jak z Etiopii, służbę zdrowia z Białorusi i biurokrację jak za najlepszych czasów Hugo Chaveza. I oczywiście nic się nie da. Bo kryzys, bo zły prezydent, bo korupcja, bo żydomasoński spisek. A, że w Czechach się da? Że po Słowenii autostrady wiodą i nie pękając po roku? Tematów do narzekań więcej niż hipotez zespołu Macierewicza.












A Polak narzekać lubi. Tyle, że wynika z tego tyle, co ze wspomnianych hipotez Antka Łobuziaka. Jest jednak na to rada. Nie trzeba zaraz opuszczać kraju nad Wisłą, zwłaszcza, że nie wszystkie narody cenią sobie naszą ułańską fantazję w podejściu do przepisów i obyczajów. Norweg nie zrozumie wylewnego buziaka na pożegnanie, Niemiec strapi się widząc, że wjeżdżamy pod prąd, bo akurat nic nie jedzie, a Japończykowi surowa ryba w gardle stanie jak zobaczy, że ognisko w parku narodowym rozpalamy. Ech, większość narodów, których przedstawiciele wcześniej zeszli z drzew dziwować się będzie naszą finezją. Zamiast tedy walczyć z ich zupełnym brakiem wyobraźni, walczmy z Państwem na własnym podwórku i takimi kartami jakie mamy. Fiskusa oszwabić to nie sromota, a zasługa. Dochody ukryć – przedsiębiorczość. Na tacę nie dawać – rozsądek. I znów piszę to zupełnie serio.
Po latach patrzenia jak w trzy kubki gra ze mną Państwo i wciska mi bezczelnie, że będzie lepiej, postanowiłem sam zadbać o swoją emeryturę. Szara strefa moi państwo to jedyne sensowne rozwiązanie. Tak gdzie się nie da uciec od Państwa, tam nie ma sensu próbować. Grzecznie VAT płacić przy kupnie telewizora. Ale tam gdzie można, to wręcz trzeba. Lewa benzyna od sąsiada? Jeśli ręczy, że oktanów ma tyle ile mieć powinna – lej panie do baku do pełna. Lewa faktura za „doradztwo gospodarcze”? Koszta powiększone, zysk mniejszy, to i podatek mniej dotkliwy. A z zaufanym kompanem za zaoszczędzone pieniądze można iść na dobrą kolację. Aparat Państwowy u nas tak działa, jak ślepy goryl z nerwicą i z kijem bejsbolowym machający na oślep. Jak ktoś czujności nie wykaże to i w ryj zarobi. Ale kto biegły w szybkich unikach, ten Państwo to może kiwać jak Leo Messi obrońców na polu karnym. Jak powiada irańskie przysłowie: „Oszukać złodzieja się bój, tylko jak złapie cię chuj”.













 
Czytałem kiedyś piękną metaforę, która świetnie oddaje mój stosunek do Państwa. Prawo, które to Państwo wymusza jest jak płot. Wąż się prześlizgnie, tygrys przeskoczy, a bydło się nie rozłazi. I sam sobie zadaję pytanie, czy skoro organa skarbowe w mojej kieszeni szukają zaskórniaków, a nie widzą w kieszeni Pana Kulczyka, to czy ja mam na to pozwolić? Skoro można wykończyć firmę niesłusznie naliczając VAT, a później nawet nie przeprosić (sprawa Kluski) to ja mam się do prawa stosować? Milionerem nie jestem, żeby dzwonić do szefa policji i mówić: „Stasiu, weź to załatw, bo oni się do mnie przypierdalają”, więc pozostaje pod płotem, cichutko się przeczołgać i swoje robić. I dopóki w kraju własnym czuć się będę jak potencjalny podejrzany, to lasy i łąki zielone będę miał w sercu, a przepisy w dupie.
 














Na koniec newsy aż dwa – po 6 latach od zamknięcia serwisu napisy.org sąd uznał, że jednak nic nie zrobili. Serwis nie działa, ale wygrał. Tylko co wygrał?
A po drugie prokuratura za nasze pieniądze wynajęła jasnowidza z Człuchowa do rozwiązywania najważniejszych spraw. Oczekuję, że w dalszej części będzie szeptucha z gór stołowych, egzorcysta i ksiądz Natanek. I powiedzcie mi, że się w tym kraju źle mieszka?

czwartek, 9 maja 2013

Polska - kraj niepoważny

Gdy ktoś złapany w łóżku z prostytutką krzyczy, że to nie tak jak wygląda, że to prowokacja, a kokaina na stoliku nocnym to talk, to patrzę na niego z politowaniem, bo jest niepoważny. Niestety w Polsce, niepoważność staje się cnotą, wchodząc na salony szybciej niż piwo w plastiku na wiejskiej popijawie. Niepoważni ludzie w niepoważnych mediach mówią nam takie rzeczy, które można skwitować tylko słowami poety: „Co pan raczysz pierdolić?”. Na ten przykład minister infrastruktury, znany zegarmistrz Slavio Nowak, tłumaczy, że wszystkie drogie zegarki jakie nosi są pożyczone. No kurwa, panie, to na poważnie? A domy, samochody i żony też sobie pożyczacie? O swingersach czytałem, ale żeby tak...
A może garniak pierwszorzędny na pańskim grzbiecie też z rentalu? I mam też łyknąć, że to, że firmy znajomych pańskich wygrywają przetargi rządowe, a pan z nimi na kolacje za grube dziesiątki złociszy chodzi, to ma być przypadek? Że związku nie ma? Panie, trochę przyzwoitości! To ja po to studia kończyłem, żeby mnie traktować jak mongolskiego koczownika po wylewie do mózgu?
 
Albo drugi mądry – niedawny bohater moich wpisów, arcybiskup „Actimelek” Głódź. Że chłopina wypić lubi, że kleryka po kiełbasę wysłać ma chęć, to rozumiem. Że w środku nocy grać mu każe na akordeonie, to akceptuję. Nawet że połaja, gdy kleryk wódżitsu rozlewa, to mu wybaczę. Ale jak z bonifikatą 99% bierze ziemię od miasta na „potrzeby kultu”, a później daniele na niech hoduje, to już kurwa przesada. Actimelku, ja z tobą chętnie kielicha strzelę, ale nie dymaj tak otwarcie państwa i swoich parafian, bo to niepoważne. Nomen omen właśnie brak powagi zarzucił Arcybiskup dziennikarzom, którzy spytali jakiż to kult daniele reprezentują? A może zamiast czcić Chrystusa, czy choćby Człowieka Konia, biskup zanosi modły nawet nie złotemu cielcu, ale danielowi? Ciekawa sprawa… A oto i obiekt kultu:

 

Niepoważnie też wygląda ok. 37% męskiej populacji stolicy. Spodnie rurki, łydki jak kurczaki, klatka zapadnięta, ale torebka płócienna, buciczki - jakieś baletki, włosy na oczy i rejbany. Co to kurwa ma być? Ja jestem tolerancyjny, sam noszę fryzurę jak małpa z buszu (dopóki mnie żona nie zmusi groźbami karalnymi bym udał się do fryzjera), ale są jakieś granice. Jeśli prawie połowa męskiej populacji wygląda jak ostatnie miejscy klowni, to coś tu nie gra. Pedały, ktoś powie. Metroseksualiści, z obrzydzeniem wszechpolaka syknie. Gdzież tam! Niech sobie nawet 10% mężczyzn będzie gejami. Niech 90% gejów chodzi tylko po Nowym Świecie i ulicy Foksal. To i tak wyjdzie, że większość z tych ciot to heretycy. Na miłość wszystkiego co męskie – nie dopuśćmy do tego, żeby to zniewieścienie się dalej rozlewało, bo skończymy w świecie, gdzie faceci będą sikać na siedząco. Co podobno postulują w Szwecji w ramach równouprawnienia. Jeszcze kobiety najdroższe zatęsknicie za silnym męskim ramieniem, jak złapiecie to chude ramionko i usłyszycie: „Nie tak mocno, bo nabijesz mi siniaka!”.
 
Na koniec zupełny szczyt niepoważności. I znów polityka. Od tygodni tłuką mi do głowy w mediach, że z jakiegoś powodu powinienem interesować się tym, czy jest kryzys w nowym stowarzyszeniu Europa Plus, czy nie ma. Czy Olek „Takakakieto” Kwaśniewski był dziabnięty, czy nie był. A co to ma za znaczenie? Niech mi ktoś wytłumaczy co zależy od tego czy Marek Siwiec zgodzi się z Rysiem Kaliszem, czy się nie zgodzi? Oczywiście nic. Za parę dni będzie to informacja równie bezsensowna jak spekulowanie przez tydzień, czy Premier zdymisjonuje ministra „Zarodka” Gowina. No i zdymisjonował. I co? I chujów sto. I oczywiście najgorętszy temat ostatnich 3 dni – mecenas Rogalski. Najpierw tuba Jarosława, teraz zmienił zdanie i mówi, że samolot nie spadł w wyniku wypuszczenia 400 miliardów metrów sześciennych helu, a tym bardziej nikt nie przeżył. Super, po prostu super.

 

Na koniec dykteryjka tak aktualna, że jeszcze się rusza.
Zajeżdżam samochodem dziś rano (godzina 5:55) do lasu. W środku oprócz mnie dwóch amatorów bezsensownego zrywania się wcześnie i biegania po leśnych duktach. Parkujemy, a tam proszę, samochód taxi stoi pod sosnami. A w środku na tylnym siedzeniu niewiasta jakaś (sądząc po fryzurze) intensywnie skacze góra-dół, góra-dół. I tak sobie pomyśleliśmy – warto dzień rozpocząć od ruchu. Nawet jeśli będzie to niepoważne…