Nurtuje mnie od jakiegoś czasu kwestia ile procent Polaków
jest zidiociałych. Czy jak jadę tramwajem to co dziesiąty pasażer jest debilem,
a może co piąty? Ostatnio stoję sobie na przystanku zachowując się tak
przeciętnie jak tylko mogę. Po chwili widzę lekko zgarbioną, acz żwawą
staruszkę drepczącą w moim kierunku. Gdy zrównała się ze mną, łypnęła okiem i
śmig na tory (na szczęście nic nie jechało). Lekko skonsternowany patrzę, a ona
łapie stary kołpak co między torami leżał i do kosza go wrzuca z tryumfem
wypisanym na pomarszczonej twarzy.
Ciekawa inicjatywa zdążyłem pomyśleć, a w
międzyczasie prospołeczna staruszka już śmiga po foliową torebkę. Tym jednak
razem, w moim kierunku się skierowała. Kiedy była pół metra ode mnie, z
przejęciem spojrzała mi w twarz i teatralnie oznajmiła: „chamy noszą twoją
twarz!”, poczym pomknęła przez jezdnię (na czerwonym) i zniknęła mi z oczu.
Właściwie to nie wiem, czy powinienem czuć się obrażony, w końcu jak jakiś cham
nosi moją twarz, to mnie osobiście to nie dotyka.
Zastanawiałem się również,
czy był to wyraz przekonania, że symbolicznie odpowiadam za śmieci leżące
między torami. Od rozmyślań o mało mózg mi się nie zagotował, bo przyznać
trzeba, dość nietypowa to sytuacja. Doszedłem na koniec do wniosku, że babci po
prostu siadło na dekiel i poluzowane klepki ponoszą za to odpowiedzialność.
Jednak mój ulubiony typ przygłupa to Krakowsko-Przedmieściowy
Krzyżowiec. Ostatnio brałem udział w biegu powstania, którego trasa wiodła
Krakowskim i zakręcała w Karową. Kiedy biegacze w liczbie 5.000 przebiegali
obok Pałacu, przez chwilę brali udział we mszy świętej. Pod składanym
przenośnym krzyżem (pomysł na biznes – mobilne krucyfiksy!) stała grupa pod
wezwaniem ojca Rydza i odprawiała mszę polową.
Część z moherowych obrończyń
moralności odłączyła się nawet od głównej grupy i stanęła obok drogi. Nie po
to, żeby kibicować, ale oskarżycielsko pod adresem biegaczy gesty wykonywać.
Egzorcyzowali biegnących małymi krzyżykami i palcami ułożonymi w znak Victory.
Nie wiedziałem czy przez to szybciej pobiegnę, ale wzruszyłem się tą troską o
moje sumienie, więc na zachętę krzyknąłem do nich: „chodźcie z nami”, co
spowodowało skierowanie oskarżycielskiego Jezusa na krzyżu w moją stronę i
wzrok bazyliszkowy odprowadził mnie aż do Karowej. Na moje nieszczęście ten
szyderczy jak się okazało okrzyk zainspirował kilku innych zdemoralizowanych
antychrystów, którzy również zaproponowali moherowym oddziałom udział w biegu.
Profanacja i zgorszenie...
Upór z jakim krzyżowcy wystają przed Pałacem Prezydenckim
Komoruskiego jest inspirujący. Gdyby tak wykorzystać jakoś tę energię... Ale,
ale, cóż to? W ostatnią sobotę wziąłem synka na spacer i postanowiłem pokazać
mu jak wygląda prawdziwy Polak-Katolik, bo w domu nie ma w tym względzie właściwych
wzorców. Już miałem wziąć go na ręce i zanieść pod namiot Solidarnych 2010, a
tu wtopa! Nie ma ani mobilnego krzyża, ani mszy, ani nawet gościa z megafonem,
który żąda dymisji Donalda Tuska! Do kroćset zakrzyknąłem! Tak się nie godzi!
Wakacje sobie zrobili? Odkrycie prawdy nie ma wakacji! Jak tam można na urlop nad morze wyjechać,
skoro kłamstwo Smoleńskie ma się w najlepsze, a w Pałacu zasiada kondominiarz
rosyjsko-niemiecki! Żądam więc powrotu namiotu, krzyża i gościa z megafonem! Co
tam ja? Tysiące turystów, którzy do fotografii pozowali, podpisy pod wnioskiem
o międzynarodową komisję składali jest oszukane. Krzyżowcy stać mieli całe
lato. Mieli jesienną zawieruchę przetrzymać, mróz srogi miał ich nie złamać. A
tu wakacje?
Poprzyjcie mnie zatem i wysyłajcie maile na nowy ekran
(swoją drogą uwielbiam czasem poczytać to co tam wypisują) i może krzyż wróci!
Do boju!
P.S. podobno obraz wyraża tyle co tysiąc słów. Nie wiem czy to prawda, ale zamieszczam 2 obrazy, które pięknie ze sobą korespondują: