piątek, 20 lipca 2012

Zakazać wszystkiego, nie będzie niczego!


Piątek, piąteczek, piątunio. Piwko w lodówce nabiera właściwej temperatury, jeszcze tylko parę godzin i relaks. A jak piwka zabraknie, to się myknie na stację i zakupi. I naraz czytam, że jakiś geniusz z senatu wymyślił, żeby zakazać sprzedaży alkoholu na stacjach, co zmniejszyć ma ilość pijanych kierowców (zapewne o 95%). Bo jak wiadomo, nie ma jak podjechać pod stację, zatankować auto, później zakupić czteropak i pierdolnąć na dalszą drogę. 

 Ileż to razy widuje się kierowców przed odjazdem od dystrybutora, którzy spokojnie dopijają browar, lub wręcz koniaczek, zanim zapuszczą silnik i ruszą zrelaksowani w dalszą drogę. Ileż to dziatek niewinnych prosi swojego rodziciela: „Tatusiu, możemy już jechać, siusiu mi się chce” i słyszy „Zara synek, tatuś tylko dopije piwko. Jak dobrze, że mógł je kupić na stacji, bo inaczej w poszukiwaniu monopolowego czynnego całą dobę jeździłby pół nocy”. Reasumując, nie ma jak piwko za kółkiem.  W ramach dygresji, wpadłem na rewolucyjny sposób, żeby zmniejszyć ilość wypadków o 99%! Mianowicie, ograniczyć prędkość do 20 km/h i ustawić załadowane fotoradary co 25 metrów. Problem solved.

 


Nie przyjdzie patafianom z senatu do głowy, że 90% klientów kupujących piwko to imprezowicze niezmotoryzowani (kupuję często to wiem), którzy to na imprezę, to na drugi dzień zapasy czynią.
A zapasy czasem trzeba robić, bo co i rusz jakaś prohibicja, bo przyjeżdża Papież, prezydent Obama albo wójt Parczewa...
A jak akurat nikt nie wizytuje i nie trzeba ograniczać spożycia, to w kalendarzu trafia się jakieś święto kościelne i Państwo pod ogonem ma, że ja ateista i bezbożnik. Dzień Święty święcić mam i koniec. Nadchodzi więc  Matki Boskiej Zielnej/Wodnej/Bolesnej/Nieustającej/Czarnej/Zielonogórskiej (niepotrzebne skreślić), kiedy okazuje się, że jedynie elektroniczne drzwi  stacji prowadzą mnie w świat butelkowo-puszkowego ukojenia.


 
Inaczej w skwarze lejącym się z nieba musiałbym kompot ze śliwek z obrzydzeniem siorbać, lub też herbatą z cytryną poty wywoływać. Ewentualnie jak człowiek z marginesu, na mecie w kance piwo ciepłe ukradkiem kupować, narażając się na szykany prawdziwych Polaków.
Proszę więc panowie senatorzy, skoro sami nie pijecie, nie palicie i nie łajdaczycie się, nie odbierajcie prawa do tego innym. Bo jak się zdenerwuję, to zbiorę chyżą grupę, wejdę do parlamentu i zakażę wam słuchania mszy niedzielnej w tv, bo ja nie słucham i mnie to do pasji doprowadza (tu pozdrowienia dla przygłuchych sąsiadów z góry).

Bo gdzie tu logika, że abstynenci w sprawie alkoholu warunki dyktują, stare baby z transparentami przeciw in-vitro biegają, a dziady protestują przeciwko aborcji. Dotyczy was to kołtuny o mózgach przez parafie wypranych? Ano nie dotyczy. To, o ile wam to krzywdy nie wyrządza, to spadówa. Bo jak się zaczniemy ograniczać wolność innym, bo nam się coś nie podoba, to skończymy w państwie totalitarnym, a to już śmieszne być przestaje.
Inna sprawa, że jak bym został dyktatorem, to hipsterów w kamasze kazałbym brać, wystawiał mandaty za skarpetki i sandały i stanowczo zadekretował ładną pogodę w lato nad Bałtykiem. Ale to już zupełnie inna historia...

poniedziałek, 16 lipca 2012

Kwiaty a sprawa polska


 porno-sejm-tablet.jpg


Generalnie pisanie o sejmie to jak śmianie się z niepełnosprawnego dziecka grającego w kosza. Po prostu nie wypada. Ale, że harcownicy z Wiejskiej wbrew pozorom uchwalają jakieś przepisy, które zawsze skutkują wzrostem cen benzyny, postanowiłem napisać hipotetyczną, ale bardzo prawdopodobną sytuację.

Otóż wybrańcy narodu debatują nad posadzeniem kwiatów na rabatce przed sejmem. I leci mniej więcej tak:
- My, posłowie PO proponujemy posadzenie kwiatków. Niechaj będą żonkile, bo są ładne i pachną.
Poseł zszedł z mównicy w absolutnej ciszy, która zaległa po jego słowach. Nieoczekiwanie na mównicę wszedł poseł Antoni w turbanie i w ten deseń zapodał:
- Od żonkili się zaczyna! A potem bukszpan posadzą, a od bukszpanu tylko krok i brzoza smoleńska stanie przed wysokiej izby budynkiem! Niedoczekanie! PIS protestuje! Należy zwołać konwent seniorów i od razu uchwałę skierować do Trybunału Konstytucyjnego, rzecznika praw dziecka i pefronu!

Po tym płomiennym przemówieniu na Sali zawrzało. Posłowie w poczuciu misji przekrzykiwali się nawzajem. Do mównicy chyżo dopadła posłanka Kempa.

- jak bardzo trzeba nienawidzić swojego narodu, żeby coś takiego zaproponować?
Zapytała retorycznie.
- Przy tym pomyśle, panie premierze, holokaust to grill u sąsiadów. Hańba!

Po niej na mównicę wskoczył niezawodny w takich sytuacjach poseł Palikot.

- Nic nie sugeruję, ale znam kogoś, kogo brat wącha kwiatki od spodu. Proponuję więc, żeby posadzić kaczeńce.

Na reakcję nie trzeba było długo czekać. Przeskakując po dwa schodki na raz, do mikrofonu dopadł Jarosław.

- Lista hańby, pieczęć zdrady, kondominium i zaprzaństwo – wyrzucał z siebie z siłą karabinu maszynowego. – Brzozy, wybuchy, ruska trumna i zdrada! Wina Tuska, Komoruski i zamach na wolność mediów – punktował ku uciesze swoich zwolenników.

Momentalnie prawa część strony politycznej ogłosiła głodówkę, rozwinęła transparent z napisem „Żądamy prawdy” i zaczęła powiewać flaga Solidarności. Na to lewa wywiesiła transparent z tęczową flagą i zaczęła protestować przeciwko dyskryminacji gejów.
Posłanka Grodzka w przypływie emocji lutnęła prawym sierpowym posła Hofmana, na co ten wykonał efektowny piruet i wylądował na glebie. 
Posłowie PO zaczęli biegać w kółko  i na wszelki wypadek podnieśli podatki, a Zbysiu Ziobro ogłosił, że chce prawyborów na prawicy, na co oburzył się Jarosław i pokazał mu język. 

I kiedy zapowiadało się na drugą rundę, telewizja skończyła transmisję, bo akurat leciało M jak miłość, więc posłowie zebrali się i wyszli do restauracji Hawełka, gdzie właśnie podano chłodnik i klopsy.
Kolejny udany dzień pracy dał wybrańcom narodu poczucie spełnienia. Jedynie Antoni jeszcze przez dłuższą chwilę dąsał się i nie chciał zdjąć turbanu, ale i on w końcu napił się kompotu i zapomniał o zmartwieniach...

wtorek, 10 lipca 2012

Czy odnalazłeś już Jezusa?



Cud się stał. Nie pierwszy raz zresztą i zapewne nie ostatni. W lesie pod Częstochową (widać świętość miejsca na okoliczne lasy promieniuje), na jednym z drzew Matka się Boska ukazała. Niepodważalnie cud się stał i lud przez las przedziera się, by żywicę świętą ucałować. Na nic sceptyków tłumaczenie, że to efekt reakcji chemicznych, że przypadek. Ludzie swoje wiedzą i różaniec powiesili, by jeszcze bardziej święte miejsce uświęcić. I od razu media wredne wypomniały ileż to objawień  na ziemi naszej ojczystej występowało. 

A tu, na oknie Jezus, a tam znowuż na kominie z sadzy objawić się postanowił. Oczywiście modły pod miejscami objawień, pielgrzymki... Zresztą Polska widać specjalnie przez Boga wyróżniona jest, bo raz na jakiś czas istota najwyższa postanawia na manifestację swoją. W Sokółce hostia się w tkankę zamieniła. I to w nie byle jaką tkankę, w serce! Wypada dziękować, że nie w kawałek innego organu, bo niegodne by to było. W ogóle to fascynuje mnie to szaleństwo z objawieniami. Bo to trochę śmieszne, trochę infantylne. Bo ja rozumiem, w Fatimie, jak Matka Boska do tłumów gadała, ale żeby Jezus się manifestował na przykład na toście, czy brudnej szybie? Trochę to niezbyt trendy... A na koniec tego wątku prawdziwa perełka: 



Komentarz zbędny :) A skoro już przy świętościach – bardzo podobała mi się wypowiedź kardynała Dziwisza po meczu Polaków z Grekami na euro 2012. Przemek Tytoń brawurowo piłę wyciągnął z karnego. Piękna interwencja. Można by powiedzieć, że bożą iskrę w sobie Przemek odnalazł. I tu wyskakuje Dziwisz jak Filip z konopi (konopie są tu zresztą nie bez znaczenia) i mówi, że Jan Paweł II zapewne w obronie tej pomagał. Że Papież, nasz Papież, losem bramkarza się przejął i z nieba osobiście pokierował rękawicami Tytonia. Piękne to i rozsądne. Oczywiście zapału starczyło Papieżowi tylko na ten jeden karny, bo później najwyraźniej wzrok odwrócił i czymś innym się zajął. W końcu trudno wymagać, żeby przez całe Euro pomagał, karne wyciągał, nogą Kuby Błaszczykowskiego kierował, głowę Lewandowskiego ku piłce dośrodkowanej naginał...  

Wszak niebawem później były mistrzostwa w siatkę, gdzie niechybnie Bartiem Kurkiem kierował, z efektem nieporównywalnie lepszym niż w przypadku piłkarzy. W sumie to zamiast treningów piłkarze modlić się powinni o wstawiennictwo i celne strzały. JP2 jak wiadomo kibicem był piłkarskim, więc jak nic, zapewnione poparcie. Może tylko pójdźmy za głosem Janka Tomaszewskiego i prawdziwych Katolików-Polaków wystawmy w składzie, żeby JP2 nie miał rozterek moralnych. I dajmy już spokój z wynikami, to sprawa drugorzędna. 

O wyborze do kadry niech decyduje polskość i katolickość. Najlepiej certyfikat wystawiany przez jego świątobliwość Antoniego Macierewicza. Mistrzostwa zdobyte. Rozciągając ten pomysł, zaprzęgnijmy Papieża do lobbingu w innych ważnych sprawach. Pogody w lato, żeby nie padało, ale też nie suszyło za bardzo, do budowania dróg, żeby długie weekendy częściej wypadały i żeby za dużo komarów na Mazurach nie było. Alleluja, szczęśliwość będzie wzrastała a bezbożników Niemców i Rosjan szlag trafi. Miłego dnia.

sobota, 7 lipca 2012

Chłodne piwko Marzena pija tylko na plaży

Zapracowany wielkomiastowiec w końcu porzuca betonową pustynię i udaje się z rodziną nad jezioro. Po zazwyczaj katorżniczej jeździe, wyprzedzeniu 34 ciągników, pojazdów nauki jazdy i tirów, na granicy wypadku dojeżdża nad upragnioną wodę.

I od razu wkracza do zupełnie innego świata. Podróż przez czarną dziurę to przy tym wycieczka harcerzy do lasu.

Po pierwsze w pierwszej godzinie nawiedza go wioskowy głupek. Nasz nazywa się Darek i z jakiegoś metafizycznego powodu, zawsze (ZAWSZE!) nawiedza nas podczas rozpakowywania klamotów. Zazwyczaj zagaja elokwentnie: "Co, nad jezioro przyjechaliście?" Nie. Na narty i właśnie czekamy na opady śniegu, oraz piknik lata z radiem (dzięki Szwagrze za info) :)

Po drugie, w bokserkach czuję się nieswojo. Wokół królują niepodzielnie seledynowe slipy, czasami ustępując czarnym. Fantazja kobiet po 50 w stanikach bawełnianych to temat na osobny post. Po trzecie w powietrzu co chwila unosi się ujmująca wręcz forma odmiana polskiego. Pszyszłem, poszłem, wzioł, keczup do frytków... A gorąc taki, że tylko piwsko jest w stanie go ugasić.

I siedzą ojcowie z brzuchem dumnie wypiętym do słońca i patrzą na swoje córki Sary, Andżeliki i Nikole, które biegają wokół krzycząc  wniebogłosy. A potem obowiązkowy grill i 17 piw wypitych w ciągu smażenia. Dym niesie się wokoło w takt muzyki mocno biesiadnej, dudniącej z głośników. I co jest? Relaks jest! Żadnego Smoleńska, zamachów, list hańby i wytykania kto był, a kto nie był na marszu niepodległości w obronie telewizji trwam.

I za to kocham Mazury, nasz polski cud natury. I nikt mi nie powie, że czarne jest żółte, a brązowe niebieskie!

środa, 4 lipca 2012

Jarosław I Sprawiedliwy





Euro minęło, czas odwiesić na kołek szalik i przywdziać czapkę błazna. Ledwo odpalam komputer i już perełka. PiS uważa metodę in-vitro za morderstwo i pichci ustawę, zgodnie z którą pary, które chcą mieć dziecko, a nie mogą, będą szły do więzienia, jeżeli zdecydują się na tę diabelską technikę. Nie sprecyzowano co prawda, czy kolejne podejmowane próby (a przecież kilka prób trzeba podjąć) będą mnożyły wyrok. I tak np. koleżanka z pracy ma znajomą, która według pomysłu harcowników Jarosława, powinna zostać skazana na jakieś 89 lat.

Inna kwestia to, czy dziecię poczęte w ten zbrodniczy sposób powinno być ochrzczone? A może odbierać występnym matkom dzieci i w przykościelnych szkółkach szkolić na prawdziwych Polaków-Katolików? Kolejny smaczek – nasz prawy i sprawiedliwy prezes ma dla in-vitro alternatywę. Że też durne małżeństwa bezdzietne nie wpadły na to wcześniej. Wystarczy, że zgłosiłyby się do przykościelnego ośrodka naprotechnologicznego. Czym jest to odkrycie XXI a nawet XXII wieku? Ano zacytujmy Newsweek: „NaProTechnologia polega głównie na obserwacji śluzu. Pary z chirurgiczną wręcz dokładnością muszą badać jego obfitość i lepkość oraz zaznaczać w zeszycie specjalnymi kodami. Później szczegółowo omawia to z instruktorem. Podobnie jak pozycje seksualne. „ I romantyczne to i rozpalające wyobraźnię. I jakie proste, tanie i zapewne skuteczne!

„Panie, pan z żoną cały czas na pieska, a tu trzeba na jeźdźca i od razu żona zaciąży!”. Tylko trzeba pamiętać, że najlepiej spółkować w pełnię księżyca, głową na południe zwróconym będąc i obrazek świętego Dominika patrona ciąży przy łóżku trzymając. Warto też z miłorzębu napar wypić i piersi kapustą smarować, co laktację pobudzi. Idźmy jednak dalej. Powinny powstać patrole PiSowsko-kościelne, które sprawdzą, czy małżeństwa właściwie postępują. I czy czasem w grzechu nie żyją i bez ślubu nie próbują potomka płodzić.

A nie daj boże lateksowych bezeceństw na części wstydliwe nie zakładają. A jak znajdą zwyrola co bez ślubu z kobietą spółkuje i jeszcze założył gumę na instrument, oooo, to do więzienia! I Szast prast, spokój zapanuje nad Wisłą, licznik Balcerowicza w drugą stronę pędzić będzie, a bociany nie będą już musiały nigdzie na zimę odlatywać. Ale jedno nie daje mi spokoju – co jeśli para nie może mieć dzieci i zapiski śluzowe już w 5 zeszytach ma, a i całą Kamasutrę na pamięć zna i nic? Amen.